Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 80
Moja ocena : 6/6
Mała to książeczka, ale ile w niej treści! To chyba znak rozpoznawczy Schmitta, musi być krótko, a treściwie. Zarówno "Dziecko Noego" i "Małe zbrodnie małżeńskie", które przeczytałam całkiem niedawno, zachwycają treścią. Mnie w każdym razie zachwycają, bo wiem, że jest gro osób, które uważają autora za grafomana, a jego powieści za wyświechtane schematy. No cóż, ja należę raczej do jego zwolenników. Czytanie ma wzbudzać emocje, a Schmitt mi takich emocji dostarcza.
"Oskar i pani Róża", ten tytuł ciągle gdzieś mi się przewijał. Wydawało mi się, że wszyscy już tę książeczkę czytali, poza mną. Gdzieś nawet natknęłam się na sztukę teatralną o tym tytule. Postanowiłam sobie sprawić "Oskara..." na własność, a pomógł mi w tym oczywiście serwis wymiany książkowej :)
Oskar jest dziesięcioletnim rezolutnym chłopczykiem, zamieszkującym...szpital, gdyż jest chory na ciężką odmianę białaczki. Chłopiec jest świadomy swojej poważnej choroby i zastanawia się dlaczego dorośli nie chcą z nim rozmawiać na temat zbliżającej się nieuchronnie, śmierci. Jedyną powierniczką Oskara staje się wolontariuszka pani Róża, która nie boi się trudnych rozmów, jest zawsze szczera i podsuwa chłopczykowi różne nowatorskie pomysły np. "zapoznaje" Oskara z Panem Bogiem.
Dzięki pani Róży, chłopiec nawiązuje jedyną w swoim rodzaju więź z Bogiem, która w tych ostatnich dniach jego krótkiego życia, będzie mu bardzo pomocna.
Kiedy pada ostateczna diagnoza i okazuje się, że Oskarowi pozostało dwa tygodnie życia, pani Róża proponuje mu przystąpienie do zabawy, w której każdy przeżyty dzień będzie dla chłopca jak dziesięć lat. Oskar podejmuje grę i stara się jak najlepiej wykorzystać pozostały mu czas.
Książka niesamowicie działa na czytelnika. Uświadamia jak krótkie i ulotne jest życie, ale jednocześnie pokazuje, jak czerpać z tego życia pełnymi garściami i przeżyć go jak najlepiej. Wzruszająca, pouczająca historia. Kolejna krótka, ale bardzo wartościowa forma Schmitta. Polecam czytelnikom w każdym wieku.
posted by Sardegna on 6, dramat, literatura francuska, współczesna literatura zagraniczna, Znak
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
muszę w końcu przeczytać tę książkę
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Czytałam dawno temu, bardzo mną wtedy wstrząsnęła. Ostatnio miałam tego autora "Zapasy z życiem", też polecam.
OdpowiedzUsuńfantastyczna ksiązka
UsuńU mnie też niedawno była recenzja książeczki. Uważam, że jest niesamowita. Będę musiała przeczytać jeszcze inne książki tego autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, zarówno "Oskar..." jak i "Dziecko Noego" są świetne. Jednak już na przykład "Marzycielka..." tak nie porywa.
OdpowiedzUsuńTeż czytałam dawno temu i zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
OdpowiedzUsuńCudowna książeczka (bo umówmy się ogromnym tomiszczem to ona nie jest), ale to prawda: tyle w niej treści...
OdpowiedzUsuńNajlepsza "Schmittowska" opowieść.
Yenn - dziękuję za odwiedziny :) dla mnie też jest na pierwszym miejscu, wśród powieści autora
UsuńOsobiście znam tylko "Dziecko Noego", "Małe zbrodnie małżeńskie" i teraz "Oskara...". O innych powieściach autora słyszałam wiele dobrego, ale nie miałam okazji jeszcze ich poznać. Schmitta albo się kocha, albo nienawidzi. Ja może nie uważam się za najwierniejszą fankę, ale przyznaję, że robi na mnie wrażenie
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Schmitta, a "Oskar..." był jego pierwszą książką, którą przeczytałam:D
OdpowiedzUsuńRównież zaliczam siebie do miłośników tej książeczki:) Ciekawe zjawisko, prawda? Im bardziej różnej maści krytycy pomstują na rzekome grafomaństwo książek tego pisarza, tym bardziej czytelnicy po nie sięgają:) Pewnie czynią tak z przekory.:)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak ;) Zawsze tak jest, nie ważne jak mówią, ważne żeby w ogóle mówili ;) Może powieści Schmitta nie są jakimiś arcydziełami literatury, ale wydaje mi się, że na przesadną krytykę autor nie zasługuje.
UsuńJa niestety do miłośników "Oskara..." się nie zaliczam. Ale za to ucieszył się z niej kuzyn, któremu go oddałam:)
OdpowiedzUsuńSchmitt to już marka sama w sobie.
OdpowiedzUsuńW Polsce nakręcono nawet filmową adaptację tego opowiadania, ale nijak ma się ona do głównego przesłania. W książce mimo poruszania cieżkiej tematyki to czuć jakąś lekkość, po skońćzeniu nawet ulgę. Jest w tym coś niezwykle optymistycznego i kojącego, a nawet momentami zabawnego. Zaś film jest przeraźliwie smytny, zamknięty w szarych wnętrzach, role odgrywane przez aktorów o posępnych minach. Wielka szkoda.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia. :-)
Czytałam kiedyś i nie do końca przypadła mi do gustu - za krótka~! ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam Oskara i panią Różę dość dawno temu. Nie pamiętałam dokładnie treści, ale pamiętam, że podobała mi się, no i wzruszyłam się przy niej ogromnie. Podobnie, jak Dziecko Noego- tę czytałam niedawno i utkwiła we mnie mocno.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam tej książki, ale kiedyś w końcu muszę sięgnąć.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsza książka o oswajaniu śmierci jaka do tej pory czytałam :)
OdpowiedzUsuńAż wstyd się przyznać, ale ja jeszcze nie poznałam twórczości Schmitta, mimo że i zarówno w księgarniach jak i w sieci wciąż napotykam się na jego książki... Muszę w końcu wyrobić własne zdanie o jego twórczości. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWidzę, że zgrałyśmy się z tą książką, u mnie pojawiła się przedwczoraj :)
OdpowiedzUsuńKocham tę książkę - jest po prostu piękna!
OdpowiedzUsuńO tak, bardzo dobra książka...
OdpowiedzUsuń